poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 7


                                  

~2 godziny później, oczami Harry'ego.~

Ech, żeby tylko nic jej się nie stało.. I dziecku. To nie moje, ale martwię się o niego. Boże, co się ze mną dzieje!? Co ona ze mną robi? Nie poznaje sam siebie. Minęło już tyle czasu, muszę się dowiedzieć co z Willy.

- Przepraszam, wie pani może co z Willy? - zatrzymałem pielęgniarkę, która wcześniej zapisywała moje dane osobowe.

- Tak, właśnie do pana szłam.. niestety, ale mam smutne wieści. Twoja dziewczyna..

- Co z nią!? Żyje!?

- Tak, ona żyje, ale nie udało nam się uratować dziecka. Bardzo mi przykro. - odpowiedziała spuszczając głowę.

Łzy mimowolnie nagromadziły mi się do kącików oczu, lecz natychmiast je przetarłem, przecież nie mogłem pokazać słabości przez jakiegoś bachora.

- Czy mogę się z nią zobaczyć? - spytałem niepewnie.

- Tak, proszę. Sala numer 765. 


Pobiegłem jak najszybciej do windy, i wcisnąłem piętro. Byłem strasznie wystraszony... Otrzepałem się, co się ze mną dzieje?! W sumie to w ogóle nie powinienem się przejmować, ale.. Eh, znalazłem ją, więc należy do mnie! Jest moja i wróci ze mną do domu!

W końcu dotarłem. Stanąłem przed zamkniętymi drzwiami na których widniały numer 765. Przycisnąłem energicznie klamkę, pchnąłem drzwi i wbiegłem do sali. Spała. Podeszłem do łóżka, usiadłem na krzesełku obok, schyliłem się i zdjąłem włosy z oczu. Hmm, chętnie bym ją przeleciał, jest piękna. Z zamyślenia wybił mnie szept.

- To chyba jej chłopak.
- Tak bez ślubu?
- Co się dzieje z tymi nastolatkami?

Wściekłem się gdy to usłyszałem, już miałem wstać i dogadać tym wścibskim babą, ale do pokoju wpadł Zayn, razem z Jane.

- Hej i co z nią? Jak dziecko? - spytała zmartwiona blondyna.

- Hej. Jej stan jest stabilny, ale dziecko nie żyje. - dodałem.


Starałem się ukryć emocje pod parsknięciem i mało zainteresowaną miną.
Jane wybiegła z płaczem, a Mulat razem za nią.

Po jakimś czasie wrócili. Zayn poklepał mnie po ramieniu, a ja zgromiłem go spojrzeniem, po czym oddalił się o krok.

- Harry, idziemy po coś ciepłego do picia. Przynieść Ci coś? - spytała Jane.

- Tak, kawę. - odpowiedziałem.

Uh, nareszcie sobie wyszli. A te głupie baby dalej się gapią i plotkują, mam nadzieje, że się uspokoją, bo nie ręczę za siebie.

- h h h Harry? - cichym i łamiącym się głosem spytała.

Kiedy usłyszałem jej głos szybko się poderwałem, złapałem za rękę i patrzyłem w jej przymrużone oczy od światła.

- Jestem tu.

- Co z moim dzieckiem? - zapytała.


Nie wiedziałem co powiedzieć, nie obchodziło mnie ono, ale Will będzie załamana. Jakich mam użyć słów, żeby jej nie zranić? Chyba takich nie ma.

- Willy, dziecka nie dało się uratować. Przykro mi. - mówiąc to spuściłem wzrok. 


~Oczami Willy~


Mój Boże, moje dziecko. Nie ma go. Może to i lepiej? Nie będzie patrzyło na cały ten bajzel w moim życiu, ani na Harry'ego. W ogóle to on pewnie się cieszy.

- Nie udawaj smutnego. Dobrze wiem, że się cieszysz. Ja też, nie będzie chociaż cierpieć tak jak ja i nie będzie musiało Cię znać. - odpowiedziałam z ogromnym smutkiem.

Czułam jak moje serce kołacze i ciężko było mi nabrać powietrza. To przez niego się tak zachowuję. On tak na mnie działa.

-Coś Ty powiedziała!? - wrzasnął.

- To co słyszałeś. Powinnam dążyć do doskonałości, a nie zatracać się tu z wami!

- Nie podoba Ci się tu? To spierdalaj na tą melinę. Jeśli nie chcesz ze mną zostać, to proszę bardzo! To nie moja wina, że ten chuj dodał Ci coś, trzeba było się pilnować, a nie obściskiwać z pierwszym lepszym. Droga wolna... - warknął.

Złapał mnie za nadgarstek i mocno ścisnął. Jego oczy pociemniały i pokazały się ostre linie policzkowe. Przybliżył się do mojej twarzy, czuć było woń mięty, papierosów i perfum. Nagle straciłam panowanie nad Sobą, czułam się jak lalka.

- Ale ja nie chcę odchodzić, ponieważ mi się tu podoba... z Tobą. To jest w tym wszystkim najgorsze. Miałam takie głębokie plany po mimo zachowania i pracy mojej matki, jednak zawsze chciałam żyć tak jak wy... adrenalina, alkohol, prochy, wyścigi samochodowe. Poza tym nie mam gdzie pójść.

- Pracy Twojej matki? Co mam przez to rozumieć? Alkohol, prochy, adrenalina.. Wyścigi samochodowe! Jak stąd wyjdziesz pojedziemy to Drift Night, ale na nasz, bo w tedy byliśmy u Drake'a. - odpowiedział z intrygą w głosie.


- To nie jest dobry moment, żeby rozmawiać o mojej matce. Em, super, ale obiecujesz, że pojedziemy?

- Tak, obiecuję. - dodał z wielkim uśmiechem na twarzy.

Przybliżył się mocniej do mojej twarzy lekko muskając palcem mój policzek, eh, nie mogę pozwolić, żeby mnie pocałował. Muszę szybko coś wymyślić.

- Gdzie jest Emma? Od powrotu z wyścigów jej nie widziałam.

Zauważyłam lekkie zawiedzenie i przede wszystkim zdziwienie na jego twarzy w momencie oddalania się. Brawo, Willy! Genialnie.

- Nie wiem, sam się zastanawiałem. - warknął.

Z naszej rozmowy wybili nas Jane i Zayn wchodząc na salę. Strasznie się cieszę, że ich widzę. Rozwieją napiętą sytuację pomiędzy mną, a Harry'm. Jane zapytała czy pojechać po moje ciuchy do mojego domu, bo jutro rano wychodzę ze szpitala. To dziwne, straciłam dziecko, a tak szybko chcą mnie wypuścić. Tak czy inaczej zgodziłam się. Podałam numer domu, a znajomi pożegnali się i zniknęli za drzwiami. Teraz czeka mnie długa i ciężka noc razem z tymi wścibskimi babami. Nie wiem jak ja to przetrwam. Japy im się nie zamykają, ile można kłapać!? Dobra nie ważne, kładę się spać, jestem wykończona. A rano.. rano trzeba wstać. 

~paręnaście godzin później, rano.~
Ugh, kto odsłonił żaluzje? Tak dobrze mi się spało. Najchętniej to w ogóle bym się już nie chciała obudzić. Śnił mi się Zayn. Palił papierosa uśmiechając się lekko do mnie. Opowiadał różne historie, śmieszne i trochę straszne. Był miły i opiekuńczy. Cóż, marzenie. Jak to mówią: "Nie rezygnuj z marzeń. To, że coś nie dzieję się teraz, nie znaczy, że nigdy nie nastąpi." Czy jest  w tym prawda? Nie wiem.

- Wstawaj księżniczko. - przebudził mnie głos lekki i miły.

 Otworzyłam oczy i zobaczyłam w promieniach słońca uśmiechniętego Zayna. Ugh, o wilku mowa.

- Co się stało, że Harry nie przyjechał i puścił Cię samego? - zapytałam zaciekawiona.

- Spokojnie. Czeka w aucie, musiałem przyjść sam, ponieważ ważny człowiek do niego zadzwonił.

- No dobrze. Masz moje ciuchy? - spytałam.


- Tak, proszę.

Podał mi ubranie i pomógł wstać z łóżka, następnie udałam się w stronę łazienki, aby się odświeżyć. Wzięłam szybki prysznic i założyłam to, nagle usłyszałam pukanie, to był Zayn. Strasznie się niecierpliwił. 

- Już wychodzę, moment. - oznajmiłam.

- Mam nadzieję, bo miałem już dość siedzenia w aucie.

Czyli to nie Zayn tylko Harry? Tak, to jego lekko o chrypiały i seksowny głos. Na szczęście już wychodzę. Szarpnęłam za klamkę i popchnęłam drzwi, stanęłam przed nim jak wryta, nie wiedziałam co robić. Dokładnie lustrował moje ciało, co ułatwiały mu moje krótkie spodenki.

- Gdzie Zayn? - burknęłam.

- Może tak najpierw byś się przywitała? A co z tęskniłaś się za nim? Ja Ci nie pasuję? - zasypywał mnie kolejno pytaniami.

- Witaj. Tak stęskniłam. Nie, nie pasujesz. Lepiej? - odpowiedziałam sarkastycznie.

- Nie. Chodź już. - burknął.

Widać było złość, zaczerwienił się na policzkach, a jego oczy błyszczały przeraźliwie, przetarł delikatnie włosy i wskazał palcem, abym szła pierwsza. Nawet pożartować Sobie nie można, od razu wpada w szał. Co z nim nie tak?

- Nie podziękujesz za to, że znowu uratowałem Ci tyłek? - zapytał ze złością.

Obróciłam się w jego stronę, był przerażająco blisko. Nasze czoła stykały się, a policzki lekko czerwieniały. Złapał mnie za nadgarstek i bardzo mocno ścisnął.

- Dziękuję, nie trzeba było. Mogliście mnie zostawić na chodniku i nie mielibyście żadnych problemów.

- Ciężko by Ci się żyło. Bardzo ciężko. Nikogo tu nie znasz, każdy mógłby Cie wykorzystać. To jest Detroit, a nie kurwa Honolulu! Tu nie ma granic, zniknęły wiele lat temu! - wykrzyczał.

- Ale moje dziecko by żyło! - krzyknęłam, wyrwałam się z jego objęcia i rzuciłam do ucieczki. Niestety nie na długo, ponieważ w drzwiach złapał mnie Zayn.

- Ej, mała, co jest!?

- Zabierz mnie od niego! Proszę... - wypowiedziałam to łamiącym się głosem, wtuliłam się w talię Zayna, a on odprowadził mnie do auta.

- Wiedziałem, że to tak się skończy. Zaczekaj tu. - oznajmił i wszedł z powrotem do szpitala. 


~oczami Harry'ego~

Pieprzona suka! Nie dość, że ratuję jej już drugi raz dupę to jeszcze nawet nie podziękuje, a na koniec ucieka. Chuj mnie obchodzi jej pieprzony bachor, mogła się nie puszczać, to wtedy ten chłopak niczego by jej nie dosypał!

- Ej, stary daj spokój! Ona dopiero straciła dziecko, jest sama, nie zna nas. Zluzuj. - usłyszałem cichy głos Malika.

- Kurwa, ratuję jej dupę, a ona nawet nie podziękuje...

- Daj jej czas.

- Nie umiem. - warknąłem i wyszedłem w stronę auta.

Otworzyłem drzwi od samochodu, a za mną szedł Malik trzymając portfel w ręce.

- Zapnij się, mała. - burknąłem.

- Nie mów do mnie mała. - odpowiedziała krzyżując ręce na piersi.

~oczami Willy~

- Zamknij się kurwa i zapnij ten pieprzony pas! - wrzasnął patrząc się w lusterko.

Podskoczyłam lekko ze strachu, a Zayn szepnął coś na ucho Harry'emu. Wyraźnie się uspokoił. Dziwne... Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, aż wreszcie ruszyliśmy. Z zegarkiem na ręku jechaliśmy 7 minut, zajeżdżając na posesję zauważyłam za płotem Emmę. Krzyczała coś do telefonu, była strasznie zdenerwowana. Ciekawe co się stało...

Wysiadając z auta wypadł mi telefon, który zaraz podniósł Harry i podał mi bez szczególnego zainteresowania, następnie przybiegła do niego Emma i czule pocałowała w usta, on odwzajemnił to oraz ścisną mocno pośladki, ta wskoczyła mu na ręce i weszli tak do środka. Eh, jest bardzo silny. 


~godzinę później~

Ugh, wszystkich wywiało z domu, pojechali po zakupy, tylko Malik zastał, ale jest teraz w łazience i wydaje mi się, że bierze prysznic, zapewne zaraz do mnie przyjdzie.
Siedziałam przy kominku cicho nucąc melodię do 'Best Song Ever'. Bardzo ją lubiłam, ale wyszło na to, że nie tylko ja. Zayn stanął nade mną opierając się o ścianę i zaczął razem ze mną nucić. Przysiadł się obok i delikatnie oparł głowę o moje uda, patrzył wprost w moje oczy, aby wypatrzeć reakcję. Nie przeszkadzało mi to, było nam ciepło, a nie powiem, strasznie zmarzłam.

- Jak się trzymasz, mała? - zapytał smutnym głosem.

- Dobrze, muszę dać sobie radę. - odpowiedziałam.

- Eh, strasznie mi przykro, że.. no wiesz. Wiesz jaka to płeć była?

- Tak.
Miałam strasznie mały brzuszek i nic nie było widać, ewentualnie ktoś mógł pomyśleć, że przytyłam. Byłam w 17 tygodniu ciąży, a dziecko ładnie się ułożyło, więc szybciej mogli sprawdzić jaka płeć. To była dziewczynka. Mała słodka kruszynka.

- Strasznie mi przykro. Ja też zawsze chciałem mieć córkę... Przepraszam, chyba nie powinienem tego mówić.

- Nic się nie stało. Zaszłam w ciążę, dlatego, że mnie zgwałcono i tyle. Nie powinnam się przejmować.

- Zaakceptowałaś je i to jest najważniejsze. Poza tym Harry mówił coś o 3 miesiącu...

- Tak, powiedziałam mu, że jestem w 3 nie 4. Nie wiem czemu, nie wiem kogo chciałam oszukać, może myślałam, że bedzie mniej cierpieć. Nic nie czujący płód, ale przecież to i tak nowe życie..

Nie wytrzymałam. Zaczęłam strasznie płakać, wcześniej zdawałam sobie sprawę ze straty dziecka, ale teraz, kiedy wszystko do mnie dotarło... Emocje wzięły górę, coś we mnie pękło.

- Chodź do mnie, mała, wszystko będzie dobrze, zaopiekuje się Tobą. Obiecuje.

Złapał mnie lekko za nadgarstek i przyciągnął do siebie, czułam się strasznie bezpieczna. Do tego zanurzyłam się w pięknej woni wanilii, dymu papierosowego oraz perfum. Ten sam zapach, nutka wanilii nosi mnie w obłokach, jak wtedy, gdy zasłabłam...

- Jeszcze do tego.. Harry. - fuknęłam - Jest kompletnie bez uczuć. Ty jesteś inny, taki delikatny, miły... Mimo tego bad boy. Jane zapewne jest z Tobą szczęśliwa.

- Zapewne tak... - burknął - Eh, Harry już taki jest, wątpię, że się kiedykolwiek zmieni. - dodał po paru sekundach.

- Zayn, zawieź mnie do domu. Nie chce robić wam kłopotu.

- Wiesz, że nie mogę, a na pewno nie w tym stanie. Zostajesz tu ze mną i nigdy więcej nie myśl, że robisz nam.. mi kłopot, to znaczy, emm, Harry na pewno zaczął by Cię szukać, byłby wściekły, wiesz o co chodzi.

- Tak tylko zapytałam... Nie jestem jego własnością! Nie chce być.

Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie jeszcze z 10 minut, kominek zaczął przygasać, więc Zayn szybko wstał i wrzucił parę klocków drzewa. Kucnął koło mnie i przejechał palcem po policzku.

- Ej, mała, masz łaskotki? - spytał z intrygą w głosie.

- Nie. - skłamałam.

- A ja chętnie to sprawdzę. - dodał i zaczął mnie gilgotać.

Wyrwałam się z jego uścisku i zaczęłam biegać po całym domu szukając schronienia. Na próżno, kiedy wracałam do salonu złapał mnie w pół i upadliśmy na sofę, dalej nie przestając mnie gilgotać zaczął krzyczeć 'DJ Malik, DJ Malik w akcji!', śmiał się, a ja razem z nim. Nie mogłam już wytrzymać, znowu udało mi się wyrwać i zaczęłam biec w stronę drzwi, kiedy ujrzałam Harry'ego. Stał wpatrzony we mnie, nie wiedziałam nawet ile widział i ile słyszał, trochę się wystraszyłam. Zauważyłam wściekłość na jego twarzy, w oczach odbijał się blask kominka, rysy stały się ostre, wzrok piorunujący. Przetarł nerwowo włosy, a ja zawołałam Zayna, który natychmiast się obrócił w naszą stronę. Jego twarz nie była już uśmiechnięta, a wyraźnie zaskoczona.

- Co tu się dzieje!? - spytał nerwowo zaciskając dłonie w pięści.

- Nic, bawiliśmy się, Zayn pocieszał mnie. - odpowiedziałam z uśmiechem, próbując ukryć strach.

- Aha. Bawiliście się. - zaakcentował.

- Tak, Willy czuje się już lepiej. - dodał Malik. 


- Ze mną jakoś nie chcesz się tak bawić! - krzyknął wściekły loczek.

Kurwa. Zaczyna się. Znowu to samo.

 
- Zayn, zostaw nas samych, proszę.

- Ale.. - próbował się nie zgodzić, ale go wyprzedziłam.

- Proszę. - dodałam.

Fuknął, otarł się lekko o mnie i szepnął... "Jakby co, to wiesz gdzie mnie szukać". Przechodząc przez drzwi uderzył lewym barkiem Harry'ego, co dziwne zignorował to wpatrując się uważnie we mnie.

- Może dlatego, że zawsze kiedy dobrze się bawię to Ty wchodzisz i psujesz wszystko!? -  krzyknęłam.

- Co!? Uważaj na to co mówisz! - warknął.

Podszedł do mnie, złapał za nadgarstki, przycisnął do kominka, które już przygasało, lecz nadal parzyło w nogi. Patrzył prosto w moje oczy, szyderczo się uśmiechając.

- Harry, boli... - syknęłam.

- Trzymał dalej, nie luzując ani milimetra, na szczęście przecierając włosy uwolnił jedną rękę, więc zaczęłam, się szarpać, lecz to był straszny błąd, ponieważ potraktował mnie siarczystym policzkiem.

- Powiedziałem, żebyś się uspokoiła! - krzyknął.


czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 6



- Nic Ci nie będzie. - oznajmiła ze spokojem Jane.

- Ale, ale ja się boje, a co jeśli...

- Ej! Mała, powiedziałam, żebyś się uspokoiła.

- Ugh. Dobrze.

Żeby ona tylko wiedziała dlaczego tak się martwię. W sumie, to nie ciesze się z tego co mnie za niedługo spotka, ale cóż, matki się nie wybiera, to ona zgotowała mi taką przyszłość.

- Czemu tak bardzo się martwisz? To była mała dawka, zaraz Ci przeszło.

- Emm, nie ważne...


- Willy? - usłyszałam cichy i niepewny głos.

- Tak? - zapytałam nieśmiało.

- Czy Tobie podoba się Harry?

Zatkało mnie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. W sumie to tak, ale ma jej tak od razu powiedzieć, że tak?

- Hmm, boję się go... - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Nie dziwię się, ale widziałam jak na niego patrzysz. To nie jego wina, że taki jest.

- Jak nie jego? On po prostu chce taki być. - zapytałam dosyć zirytowana.

- Ty nic o nim.. o nas nie wiesz! - krzyknęła.

- Przepraszam, ale może jak rozjaśnisz trochę to zrozumie. O nas? To byliście kiedyś razem?

Dziwne, nigdy bym nie pomyślała, że oni byli razem, że w ogóle coś ich łączy. Zauważyłam, tylko jak dużo ze sobą rozmawiają, często przytulają, ale nie obchodziło mnie to w tedy.
 

- Moja mama miała mnie i Mike'a, a późnej związała się z okrutnym ojcem Harry'ego, który go później wyrzucił na zbity pysk. - odpowiedziała zdenerwowanym i ochrypniętym głosem.

- Dlaczego go wyrzucił!? A Ty? Czemu nie jesteś z nimi? To wy jesteście rodzeństwem?! - zapytałam dosyć zszokowana.

- Ponieważ zaczął się do mnie dobierać. Harry nas ostrzegał przed nim, ale za każdym razem dostawał od ojca, bo mama myślała, że on wymyśla i przekazywała mu to co powiedział Styles. W końcu wszystko wyszło na jaw i ten gnój zabił naszą matkę. Harry'ego wyrzucił, a mnie i Mike'a więził w piwnicy. Loczek wrócił po nas i uratował. Obiecał mi, że już nigdy mnie nie opuści.

- To okropne. Co za gnój... - dodałam zgorszona. - A gdzie jest teraz Mike?

Po tych słowach dziewczyna rozpłakała się. Ciekawe co z tego wyniknie. Strasznie mi jej szkoda, nigdy nie pomyślałabym, że Harry to jej doszywany brat. Ale kto to jest Mike? Jeszcze go nie poznałam, ale sądząc po reakcji Jane raczej nie poznam.

- Zginął w wypadku samochodowym. Harry kierował pojazdem. Przed tym zdarzeniem dało się jeszcze z nim pogadać, przygarnęliśmy Emmę i zaczęli ze Sobą chodzić, lecz on jej nie kocha, jest ze względu na to, ze chciała się zabić po tym jak pierwszy raz ją rzucił, on nie zniósłby jej śmierci...

- Mój Boże! Ja, em, jest mi strasznie przykro. Nie wiem co powiedzieć.


- To jeszcze nie wszystko...

- Kontynuuj - odpowiedziałam niepewna jej reakcji.

- Emm, po wypadku, nie można było podejść do niego. Stał się niebezpieczny i nie do wytrzymania. Od tamtej pory wszyscy trzymamy dystans. Jedynie Zayn ma na niego jakikolwiek wpływ. Zaczął gwałcić i bić dziewczyny jakie natoczyły mu się na palec, niektóre przetrzymywał w piwnicy, aż zwariowały, jedna podcięła Sobie żyły, więc przez tydzień nic nie chciał jeść, siedział w swoim pokoju, a na następny znikał bez śladu. Nienawidzi kobiet, widzi w nich tylko pociechę na jedną noc i tyle. Robił to cały czas będąc z Emmą. Poza tym wszystkim to uważaj na Emmę, jest niebezpieczna, arogancka i nie zważa na uczucia innych, tak samo jak Harry.


-
Dlaczego nienawidzi kobiet?! - zapytałam kompletnie nieświadoma tego co usłyszę. - A jego ojciec nic nie wiedział?

-
Moja matka...Emm, była szmatą. Namawiała mnie do pewnych rzeczy, chyba sama wiesz o co mi chodzi. Miałem tylko 15 lat! - Harry krzyknął łamiącym się głosem wchodzą do salonu.

-
Harry?! A, em, co Ty tutaj robisz? - zapytałam.

- Mieszkam. - burknął. - Ale Ty raczej nie, więc pakuj się, zaraz odwiozę Cię do domu.


- Nie wiedział. Wyjeżdżał na delegacje, a ona wtedy ściągała do domu klientów i na
Twoich oczach uprawiała seks nawet z nieletnimi. Czasem i w Twoim w wieku.

-
Jane, co Ty wyprawiasz?! - krzyknęłam, widząc straszny gniew w oczach Harry'ego. Był gotów wybuchnąć w każdej chwili.

- Kazała
Ci na to patrzeć. Była nimfomanką i tyle. To choroba. Pękło coś w Tobie i zgłosił to. Została zatrzymana, później ją wypuścili, lecz znowu przyprowadziła Sobie faceta, ale ten nie okazał się być taki miły jak reszta. Wyruchał, a potem zabił na Twoich oczach. Znienawidził ją, a teraz uważasz nas wszystkie za takie same. - kontynuowała swoją wypowiedź co raz to spoglądając na ściśnięte dłonie Harry'ego.

-
Zamknij się! Nie masz prawa jej tego mówić! - wrzasnął, lecz jego głos nie był szorstki i pełen grozy, ale załamany, łagodny i przerażony.

-Mój Boże.. To okropne. Co ta kobieta z
Tobą zrobiła... jeszcze później ojciec. Ja, ja nie wiem co mam teraz powiedzieć. Harry strasznie mi przykro. 



Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. To straszne, co to babsko z nim zrobiło. On się po prostu boi, boi się tego, że znów będzie cierpiał. A ja głupia mówiłam o nim takie słowa, jestem okropna!

Harry spojrzał na mnie spod byka, przeraźliwie lustrował moje ciało, aż wreszcie podszedł i przytulił, a z jego oczu wypłynęły przezroczyste, słone łzy. W końcu odsunął się, przetarł wilgotne policzki i zaczął iść w stronę sofy, usiadł i popatrzył się na Albę.

- Co on jej dodał? Pewnie tak samo jak Lily, ten pieprzony kwas...? - zapytał.

- Co?! Jaki kwas?! Nie, nie! To nie może tak być, to nie tak! - krzyczałam i machałam rękami z czego wybił mnie Harry łapiąc mocno za nadgarstki.

- Uspokój się, nic Ci nie będzie! - krzyknął patrząc przy tym prosto w moje oczy.

- Wy nie rozumiecie... Ja jestem w ciąży!

- CO?! - krzyknęli wszyscy chórem.

Wybuchnęłam płaczem, przecież to może źle skończyć się dla dziecka.

- O! To chętnie poznam tatusia! - krzyknął wściekły Harry.

Chłód i złość strasznie od niego emanowały, jego piękne zielone tęczówki pociemniały, zacisnął pięści i ruszył w stronę wyjścia.

- Harry, to nie tak jak myślisz. - próbowałam go zatrzymać.

Stanął, obrócił się w moją stronę i zlustrował dokładnie.

- A jak?! Może go tu przyprowadzisz, chętnie z nim porozmawiam!

- Harry..ale, ja nie wiem... - starałam się wydusić te słowa, ale nie potrafiłam.

Było mi wstyd, tak strasznie wstyd.

- Dziwka! - krzyknął i z powrotem ruszył w stronę dworu.

Zabolało i to bardzo. Jak mógł mi to powiedzieć? Nie wie co się stało, a w ogóle to czemu tak zareagował, reszta się cieszy, a on? Jest okropny, nie chce go znać!

Stanął na tarasie, oparł się o barierki i kopnął w doniczkę pełną bratków tłukąc ją przy tym.

Podeszłam bliżej wyjścia, powoli kładąc ręce na niebieskiej futrynie.

- On... mnie zgwałcił. - powiedziałam cicho, ale na tyle, aby mnie usłyszał.

Gdzieś w głębi miałam nadzieję, że może jednak nie usłyszą...
Odwrócił się w moją stronę, zacisnął ręce, złapał za barierki, lecz za moment puścił i podszedł do mnie i złapał za ramiona.

- Harry, boli, bardzo boli... - powiedziałam resztkami sił.

Przez całe to zamieszanie nie poczułam nawet kiedy wyszła ze mnie cała energia i mój brzuch! Bolał i to bardzo, zwijałam się z bólu, chciałam, aby to się skończyło jak najszybciej.

- Jedziemy do szpitala! I to już! - krzyknął loczek.

Złapał kluczyki, trzymając przy tym moje wiotkie ciało.

- Harry ja ją wezmę, leć odpalać auto. - dodał Zayn, lecz ten zgromił go spojrzeniem, złapał mnie w pasie i powiedział:

- Nie! Zostańcie! Zaraz Drake przyjedzie po towar. Musicie tu być.
~Oczami Harry'ego.~
Złapałem ją w pół i zaniosłem do auta. Kiedy wsiadłem do auta zauważyłem, że strasznie krwawi w okolicach intymnych. Krew płynęła strasznie szybko, nie obchodziło mnie auto, ważne, żeby wyzdrowiała.

- Harry.. Strasznie boli. - mówiła przez łzy.

Nie mogłem patrzyć jak cierpi, to straszne, gdyby nie ten pieprzony, niewyżyty gnój, Willow byłaby teraz zdrowa.

- Już jedziemy. Willy który to miesiąc? Muszę wiedzieć, żeby powiedzieć lekarzowi.... Słyszysz?!

- 3 miesiąc, Harry, 3 miesiąc. - odpowiedziała cicho.


- Aha, już dojeżdżamy, wytrzymaj!

Nagle usłyszałem straszny krzyk i płacz, przycisnąłem nogę do gazu i za 2 minuty byliśmy na miejscu. Wyciągnąłem ją z auta i wniosłem do szpitala. Krzyknąłem tylko, a kiedy pielęgniarki i lekarze zobaczyli kapiącą krew, od razu rzucili się do pomocy. Położyli ją na noszach, jeden z nich zapytał co się dzieje, a ja krótko mu objaśniłem. Zatrzymali mnie przed drzwiami i usłyszałem tylko parę słów.

- Nie może pan tam wejść! Musisz tu zostać!

- Pomożecie jej?! - zapytałem.

- Postaramy się! W którym jest miesiącu? - odpowiedziała pielęgniarka za pędzącego  lekarza, który zniknął za drzwiami.

- Emm, w trzecim! Tak w trzecim! - odpowiedziałem szybko.

- Dobrze. Pozwoli pan ze mną, ponieważ trzeba wypełnić papiery. A więc kim pan jest dla niej? - zapytała spokojnym głosem. - Mężem, chłopakiem, bratem?

- Chłopakiem. - oznajmiłem, wiem, że będzie zła, ale musiałem, bo inaczej odesłaliby mnie do domu, a ja nigdzie się nie wybieram.

- To pana dziecko? - zapytała, wychwyciłem w jej głosie niepewność, wkurzyło mnie to.

Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.

- Nie..- postanowiłem nie kłamać, mała mogłaby być zła na mnie za to.

- Dobrze, to wszystko, proszę tu poczekać i się nie martwić.

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 5



- Na mnie? - spytał z lekkim akcentem.

- Może.

Czy ja właśnie prawie zgodziłam się z jego pytaniem? Idiotka. Eh, nie ukrywam, że strasznie mnie pociąga, jego piękne głębokie dołeczki, zielone tęczówki, loki, po których często przeciera rękami zadzierając przy tym do góry, szeroki uśmiech, tatuaże, które wypełniają go, określają jestestwo.
- Ciesze się, ze w końcu to przyznałaś... - uśmiechnął się łobuzersko z satysfakcją.

- Nie powiedziałam TAK, tylko, MOŻE, a to robi wielką różnicę. 

- I tak wiem co miałaś na myśli, kochanie.

- Nie mów tak do mnie. Nigdy.Więcej... - Zaakcentowałam specjalnie i oddzieliłam ostatnie dwa słowa.

Ugh. Zaczyna mnie denerwować jego zachowanie. Boję się, że zobaczy nas ktoś. Z resztą, tu jest tona gapiów, ale chodzi mi o Emmę. Jestem ciekawa, jakby zareagowała, wcześniej kiedy ją uderzył...ech. Dziwnie się zachowuję, nie rozumiem jej.

- Nie złość się. Mała. - mówiąc to trzymał mnie mocno za nadgarstek, sprawiało mi to ból.

Nawet nie zwrócił uwagi na to co robi. Boję się go. Patrzył się tak na mnie jeszcze chwilę i odszedł szyderczo się śmiejąc. Zaraz po tym zaczęła grać muzyka. Strasznie głośna, ale spokojna. Z mojego zamyślenia wybił mnie pewien ładny chłopak.

- Witaj koleżanko. Jestem Nick. A Ty? -  przedstawił się uśmiechając się przy tym nieśmiało.

- Willy. - odpowiedziałam oschle.

- Zatańczysz? - spytał.

- Tak. - odpowiedziałam dalej nie schodząc z tonu 'oschłej suki'.

- Proszę. - podał mi sok przy tym łapiąc za rękę.

Miał blond włosy, niebieskie oczy i jeden dołeczek. Słodki, ale nie w moim typie.

Widziałam kącikiem oka, że cały czas przygląda nam się Harry. Wracając, przejechałam delikatnie palcami po szyi docierając do karku. On był bardzo śmiały, dotknął moich pleców zjeżdżając coraz niżej, aż dotarł do pośladków mocno je przy tym ściskając, normalnie spoliczkowałabym go, ale ilość alkoholu, jaką w Sobie miałam, nie pozwalała mi na to, nie kontrolowałam w pełni Swoich ruchów, nie wiem co się ze mną działo, zaczęłam mieć mroczki przed oczami, ale czułam, że cały czas jestem przez niego obmacywana.

  Nie podobało mi się. Przybliżył się do mnie i szepną parę słów na ucho - Jesteś bardzo piękna. Mam na Ciebie ochotę. - i wpił się w moje usta. Nie wiedziałam co mam zrobić. Trochę nie za szybko? Zaczęłam się szarpać, próbowałam uciec, ale był silniejszy. Nie minęło 15 sekund, a poczułam wielki ucisk na ramieniu, który odciągnął mnie od chłopaka.

- Co Ty kurwa wyprawiasz?!

Jego wzrok był skierowany na zdezorientowanego blondyna. Czego on znowu chce?! Czyżby przemawiała przez niego zazdrość? Nie, bo niby czemu?

- Stary, spokojnie. Nie wiedziałem, że ona jest tu z Tobą!

- Bo nie jestem. Harry, daj spokój, nic się nie stało. - wymamrotałam, ale to chyba nie był dobry pomysł.



 Popatrzył na mnie groźnie, oblizał usta, ścisnął ręce w pięść i uderzył chłopaka w twarz. Jego piękne zielone oczy zmieniły się w czarne. Emanowały przez nie chłód i złość. W jego krwi zapewne płynęły nieograniczone zasoby adrenaliny.

- Jesteś...- dodał patrząc na mnie spod byka.- Jak nic się nie stało? Obmacywał Cię!

Uderzył go znowu nie odrywając wzroku ze mnie, patrzył się prosto w moje oczy, abym czuła ból jaki mu sprawia. Próbowałam hamować łzy, lecz nie potrafiłam, leciały ciurkiem mimowolnie. Mógł trzymać ręce przy Sobie. Nie zgadzałam się na to, nie mogłam się uwolnić. Był za silny, nie czułam się najlepiej, nie miałam w ogóle siły, nie wiem co się dzieje. Biłam się z własnymi myślami, z jednej strony było mi go szkoda, a z drugiej wykorzystał mnie. Idiota.

Nie wiem nawet jak Loczek dał radę pobić Nicka, skoro jest tak strasznie pijany, jeszcze trochę alkoholu i ledwo by chodził, nie wiem też ile wypił, ale raczej jest przyzwyczajony do dużych dawek alkoholu w swoim ciele.

- Nie jestem! - krzyknęłam, lecz zaraz zniżyłam ton - Harry, proszę...chyba nie czuję się najlepiej, wracajmy już, zostaw tego pieprzonego gnoja!

Zmierzył mnie, przetarł mu rekom po ramieniu, już myślałam, że puści go wolno, ale bardzo się pomyliłam. Złapał go za kark i zaczął krzyczeć.

- Widzisz ją!? Widzisz kurwa?! Nie masz prawa więcej się do niej zbliżyć, a co dopiero dotykać czy całować! Rozumiesz!?

Brak odpowiedzi. Jedynie zaśmiał się gardłowo. Leżał tak cały we krwi i ciężko oddychał, a gdzie jest kurwa Zayn?! Stoi razem z Jane daleko za tłumem, widzą to co się tutaj dzieje, tylko czemu nie pomogą?! Wszyscy stoją i się gapią, zamiast zabrać stąd tego gnoja.

- Nie słyszę! - uderzył go znów, nie ściągając swojego ciężkiego i przenikliwego wzroku ze mnie.

- T...t...tak. - w końcu odpowiedział, dławiąc się własną krwią.

- Harry... chyba jest ze mną coś nie tak, nie czuje nóg. - przerwałam im jakże ciekawą rozmowę.

Bez chwili namysłu puścił go, podszedł do mnie, czuć było od niego alkohol mieszający się z dymem papierosowym i cudownie pachnącymi perfumami. Złapał mnie w pół i wziął na ręce. Czułam się tak bardzo bezpieczna. Objęłam go w pasie i wtuliłam się w jego zbudowany tors wkładając ręce za kamizelkę. Zaniósł mnie do auta. Był zdenerwowany, bardzo zdenerwowany. Czułam jak ciężko oddycha. A w ogóle to ktoś wie, gdzie jest Emma? Nie? Ech. Dziwne.

- Harry! Co Ty robisz? - Zapytał zdyszany Zayn.

- Pomagam małej. - odpowiedział dosyć spokojnie.

Zrobiło mi się miło. Nie czułam już złości, a ciepło i spokój. Kiedy niósł mnie tak jeszcze kawałek zauważyłam nasze auto.
Zayn podbiegł szybciej i otworzył drzwi, a Harry delikatnie położył mnie na siedzeniach z tyłu. Mulat wraz z Jane usiedli z przodu, a Styles otworzył tylne drzwi i usiadł powoli, podniósł mnie i przytulił. Jechaliśmy już około 15 minut, cały czas byłam wtulona w Harry'ego, a on delikatnie głaskał mnie po głowie przejeżdżając czasem po policzku. Nagle, znów poczułam się o wiele gorzej, czułam jak wylatuje ze mnie energia.

- Ha, Harry...

- Spokojnie, jestem tu, co się dzieję? Will? Hallo! Mała!
- Zayn! Przyspiesz, ona traci przytomność! - krzyknął do Mulata, a ten przystawił nogę do gazu.

Zdążyłam usłyszeć te słowa i odpłynęłam.



~W domu~

- Jane, co się stało, gdzie są inni?

- Pojechali zawieść Harry'ego do lasu. A Ty straciłaś przytomność. Ten chłopak coś Ci dosypał.

- Czemu do lasu?

- Ma Swoje ulubione miejsce, zawsze tam odpoczywa. Jedzie wściekły, a wraca spokojny, pełen radości i wyluzowany.


- Dlaczego Harry tak zareagował? - zapytałam z zaciekawieniem w głosie.

- Nie rozumiesz? Jest zazdrosny, boi się, że ktoś może Cię skrzywdzić, a sam robi to samo. On nie szanuje żadnej kobiety, wszystkie gwałci i wykorzystuje.

Yy, zaraz, zaraz! Czy ona powiedziała, że ten chłopak mi coś dosypał? Kurwa!

- Aha? Ej, co konkretnej wsypał!?

- Nieważne, już jest dobrze.

- Jak to? Nie, powiedz mi co! Proszę.. - wypowiedziałam to łamiącym się głosem.

- Pigułkę gwałtu kochana, ale nie martw się, już jest wszystko dobrze na szczęście wsypał Ci mała ilość.

- CO!?

...